Witam na forum wielotematycznym

NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » POGADUSZKI » TROSZKĘ HISTORI WARTO SOBIE POCZYTAĆ . MNIE FASCYNUJE HISTORIA RADIOWA

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Troszkę histori warto sobie poczytać . Mnie fascynuje historia radiowa

Artkuł skopiowany bez wiedzy właściciela
  
SQ4IOO_Piotr
24.01.2013 08:03:13
poziom 4

Grupa: Administrator 

Lokalizacja: KO03EV

Posty: 327 #1154394
Od: 2011-6-5


Ilość edycji wpisu: 3
Wszystko zapozyczone z bloga SP 8EBC





http://ebc41.elektroda.eu/?p=793

CQ CQ de SP8EBC » Elektronika nostalgiczna w ujęciu paralotniowym

W elektronice można by wyróżnić dwa ważne tzw. prądy filozoficzne (o ile elektronika w ogóle może mieć coś wspólnego z filozofią). Pierwszy z nich to dążenie do jak najszybszego rozwoju którego efektem ma być zastępowanie starszych technologii nowszymi. Jest on reprezentowany przez producentów dla których jest to metoda na utrzymanie sprzedaży, oraz przez konsumentów którym wydaje się, że mają super-bajerancką technologię o której nie mają bladego pojęcia. Drugi nurt to „old school” czyli fanatycy starej techniki, która wprawdzie nie jest obecnie do końca funkcjonalna ale ma w sobie to „coś” co przyciąga. Podział taki rysuje się zresztą nie tylko w elektronice ale generalnie wszędzie gdzie mamy do czynienia z jakąkolwiek techniką. Istnieje jednak kilka wyjątków od tego twierdzenia a jednym z nich jest oczywiście paralotniarstwo.

Latanie na paralotni jest tak młodym sportem, że ciężko mówić tutaj o czymś takim jak „stara szkoła”, obowiązują też inne zasady które nakazywały by się trzymać jednak jak najnowocześniejszych konstrukcji. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo. O ile w retro-elektronice robi się groźnie tylko gdy mamy doczynienia z telewizorem Rubin (promieniowanie X z kineskopu oraz ryzyko pożaru) lub urządzeniem bez separacji galwanicznej od sieci (śmietelne porażenie prądem w przypadku usterki diod prostowniczych bądź złemu włożeniu wtyczki), to jeżeli chodzi o stare paralotnie to na pierwszy rzut oka widać, że stabilność lotu jest utrzymywana nieco na słowo honoru. Drugą kwestią są osiągi; Co to za frajda w lataniu na skrzydle które topi wysokość jak spadochron i ledwo przebija się pod wiatr.

Osobiście jestem gdzieś pośrodku tych dwóch filozofii. Staram się iść z postępem technologii, ale jestem bardzo ostrożny we wciskaniu jej gdzie tylko się da (albo i nie da). Wpadłem więc na pomysł krótkiego skatalogowania urządzeń które daże szczególnym sentymentem:

Radmor FM302



Obrazek


— Pierwszy szeroko stosowany radiotelefon UKF produkcji Polskiej. Oczywiście polski to on do końca nie był bo ponoć Radmor zerżnął wszystko od francuskiego Alcatela, no ale cóż takie były wtedy czasy i raczej nikt się takimi rzeczami nie przejmował. Urządzenie umożliwiało pracę w 4 kanałach które były oczywiście stabilizowane kwarcami (żadna tam synteza). To co mnie w nim najbardziej fascynuje to to, że nie ma w nim ani jednego tranzystora cały został skonstruowany w oparciu o technikę lampową. Jego niezaprzeczalną zaletą była trwałość i odporność na głupotę użytkownika. Pojemność termiczna lamp sprawiała, że w przypadku zwarcia bądź bardzo dużego SWRu anteny nie uszkadzały się one natychmiast jak to czasami bywa w tranzystorach, lecz dawały wcześniej wyraźne sygnaly w postaci czerwieniutkiej anody. Właściwość ta uratowała mi jedną lampę podczas naprawy OR Stolica. Radiotelefon produkowany był w wykonaniach na pasma 33MHz do 40MHz (???) oraz 146MHz do 170MHz. W oryginale posiadał ogromną wręcz dewiację wynoszącą 20kHz (??) która czyniła modulację niemalże radiofoniczną. Miało to oczywiście swoje przełożenie na duże zużycie pasma radiowego, aczkolwiek w latach 60 nie sprawiało to problemów ponieważ użytkowników fal radiowych było jak na lekarstwo… W dalszym czasie przerabiano je przez zawężenie dewiacji do 5kHz co umożliwiło zmieszczenie się w rastrze kanałowym 25kHz. Z informacji zasięgniętych od kumpli wynika, że wymagało to dodatkowo wymiany filtrów p.cz na bardziej selektywne. Dodatkowo 302 wyznaczyła standard powielania częstotliwości używany potem we wszystkich Radmorowskich urządzeniach na pasmo 2m. Częstotliwość kwarcu odbiorczego była powielana czterokrotnie przy czym sam kwarc pracował na swojej 3 harmonicznej. Powielanie nadajnika wynosiło x18. Miało to taką zaletę, że Omig mógł produkować rezonatory na te same częstotliwości które pasowały do szeregu radiotelefonów. Za komuny było to wielce zasadne.

Pomimo zaawansowanego wieku i co bądź przestarzałej technologii radiotelefon ten w sumie może być z powodzeniem używany dzisiaj. Wprawdzie raczej nie do męczenia przemienników (no można dorobić CTCSS, ale pchanie tam półprzewodników?) ale na bezpośrednią jego moc wynosząca 10W powinna w zupełności wystarczyć. FM302 jest też urządzeniem wielofunkcyjnym, oprócz pełnienia roli radiotelefonu z powodzeniem może być używany jako piecyk elektryczny :d . Jeżeli chodzi o umiejscowienie tego sprzętu w tym samym miejscu na linii trendu technologicznego, co w przypadku paralotni to powinien on się znaleść gdzieś na etapie amatorskich lotni lat 70 i 80 . Podobnie jak w ich przypadku FM302 stanowił pierwsze próby „w temacie”, w tym przypadku łączności na pasmach UKF w modulacji FM. Jego dzisiejszy status jest prawie identyczny jak lotniarstwa, jego używanie wymaga nieco samozaparcia i talentu w majsterkowaniu. Został on zastąpiony przez dużo nowocześniejsze urządzenia, prostsze i łatwiejsze w użytkowaniu. Lotnia została natomiast wyparta przez paralotnie która jest mniejsza, dużo prostsza w pilotażu oraz przede wszystkim tańsza co umożliwiło latanie w zasadzie każdemu zainteresowanemu. Wprawdzie nie ma aż takich osiągów oraz posiada dość nieprzyjemną właściwość pod nazwą podwinięcia, ale technika tranzystorowa też nie jest pozbawiona wad. Zwarcie wyjścia w.cz. przy dużej mocy może zakończyć się odpaleniem tranzystorów końcowych, a z tego nadajnik na pewno nie wyjdzie sam

Radiostacja R140 Obrazek — Próbując zachować chronologię w prezentowaniu oldschoolowych sprzętów należało by w dalszej kolejności wymienić inżynieryjny twór techniki radzieckiej czyli R140 właśnie. Nie jest to bynajmniej jedno konkretne urządzenie, ale cały wojskowy zestaw nadawczo-odbiorczy z różnymi urządzeniami peryferyjnymi który był montowany na ciężarówkach i przystosowany do pracy wybitnie terenowej. Dość ważna właściwością R140 była możliwość pracy w pełnym dupleksie, czyli z jednoczesne nadawaniem i odbiorem co miało wpływ na pewne cechy charakterystyczne oraz parametry radiostacji. Była to też chyba pierwsza wojskowa radiostacja polowa średniej mocy która natywnie (tzn. bez przeróbek) obsługiwała emisję SSB, jej poprzedniczka czyli R-110 odbierała emisję jednowstęgowe tylko po specjalnej modyfikacji odbiornika i to tylko pod wyjątkiem iż z drugiej strony utrzymywano pewien minimalny poziom fali nośnej. Notabene wspomniana 110 była potężnym urządzeniem ponieważ montowano ją na trzech bądź pięciu (!!!) ciężarowkach Ził. Nadajnik R-110 posiadał moc do 5kW (!!!) a całość wymagała zasilania o wydajności 25kW (!!!). Powracając do głównej tematyki należy powiedzieć, że R-140 miała typowo modułową budowę. Wszystkie panele były osadzone w dedykowanej ramie która zawierała sieć kabli połączeniowych wraz ze specjalnymi złączami wielostykowymi, umożliwiało to proste wyjmowanie całego panelu bez rozłączania wielu wtyczek. Sama konstrukcja mechanicza paneli oraz ich elektroniczna zawartość pokazuję wyraźnie, że mamy do czynienia ze sprzętem typowo wojskowym. Wszystko jest wielkie, ciężkie i toporne. Jest też przystosowane do ciągłego nadawania z pełną mocą 1kW ponieważ taką moc ta radiostacja posiadała według danych katalogowych.

Następną ciekawą właściwością radiostacji była obecność czegoś na kształt trybu pamięci. Poszczególne komponenty takie jak: wzbudnica, odbiornik, wzmacniacz mocy, mogły zapamiętywać swoje ustawienia w jednej z 10 pamięci. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że mówimy tutaj o sprzęcie projektowanym pod koniec lat 60tych i z pewnością nie było tam żadnej cyfrowej pamięci (ferrytowej czy też scalonej). Niestety ale pomimo prób nie udało mi się uzyskać informacji na temat zasady działania tego układu oraz komponentów na których został on zbudowany, pozostają mi jedynie własne domysły. Wspomniana pamięć była bardzo potrzeba, ponieważ radiostację obsługiwało się nieco inaczej niż współczesne TRXy. Przestrojenie jej na inną częstotliwość (bądź ich parę) nie ograniczało się jedynie do pokręcenia odbiornikiem i nadajnikiem. O ile odbiornik „zaskakiwał” od razu tam gdzie trzeba, to nadajnik trzeba było zestroić. I znowu dokładna procedura nie jest mi znana, ale o ile nie odbiegała ona szczególnie od normy to wyglądało to tak jak poniżej. Dodam iż procedura jest efektem mojej dedukcji i nie musi być zgodna z prawdą.

Po ustawieniu żądanej częstotliwości w syntezerze wzbudnika, należało obniżyć moc wyjściową aby zapobiec potencjalnemu uszkodzeniu lampy. Dalej (bezwzględnie po wyłączeniu napięcia anodowego lampy mocy, gdyż polegało to na przełączaniu kondensatorów w gałęzi anodowej pi-filtra) wybierało się przełącznikiem zakres pracy wzmacniacza. Następnie przełączało się nadajnik na sztuczne obciążenie, załączało się nadawanie,w emisji najlepiej CW i stroiło się wzmacniacz sterujący w PA (driver). Robiło się to przy pomocy widocznej na tym zdjęciu

Obrazeknastrojki



umieszczonej w lewym dolnym rogu. Poziom zestrojenia monitorowało się przez prąd anodowy drivera (środkowy amperomierz, przełącznik w prawym położeniu) oraz prąd anodowy lampy końcowej. Co logiczne, najlepsze zestrojenie osiąga się przy maksymalnym prądzie lampy końcowej. W dalszej kolejności regulowało się cewkę (cewkę a nie wariometr!!! Wariometr to przyrząd lotniczy który wskazuję prędkość pionową! Cewka nic nie mierzy, dlatego nie jest -metrem!!) pi-filtra przy pomocy centralnie umieszczonego pokrętła, robiło się to do momentu uzyskania minimum prądu anodowego co oznaczało, że moc jest przekazywana na stronę obciążenia a nie bezsensownie grzeję cewkę i lampę. Na końcu zestrajało się kondensator próżniowy pracujący od strony obciążenia na maksimum prądu antenowego, co odpowiadało maksimum mocy odprowadzonej do anteny. Na tym jednak nie koniec, w dalszej kolejności należało przełączyć się na antenę nadawczą i przy pomocy bloku dopasowania anten (taki tuner antenowy) dopasować ją impedancyjnie do nadajnika. Kiedy wszystkie te czynności zostały wykonane można było w końcu dać gazu do oporu i zacząć nadawanie pełną mocą. W międzyczasie należało monitorować: prąd anodowy oraz prąd siatki ekranowej lampy mocy; czy nie przekroczyły wartości bezpiecznych, prąd siatki sterującej który normalnie nie powinien płynąć a jego pojawienie mogło oznaczać przesterowanie wzmacniacza. Trochę skomplikowana procedura, nieprawdaż? Dlatego właśnie używano pamięci fal, aby móc się szybko przełączać pomiędzy zapamiętanymi tam częstotliwościami.

Osobnym tematem jest odbiornik. Jest on ogólnie mówiąc głuchy i według różnych relacji jego czułość wynosi od 1uV do nawet 4uV, przy czym nawet pierwsza wartość jest żenująco wręcz kiepska. Wg niektórych jest to celowy zabieg konstruktorów który miał umożliwić bezpieczną pracę w pełnym dupleksie, należy bowiem zdawać sobie sprawę z mocy wśród których się poruszamy. Z opowiadań pewnego niegdysiejszego poborowego który miał przyjemność (albo pecha) służyć na R140 wiem, że powszechną metodą było podjechanie odbiornikiem zbyt blisko częstotliwości nadajnika. Kończyło się to jego kompletnym spaleniem, a od wezwania serwisu do ponownego uruchomienia urządzenia mijało conajmniej kilka dni (wszystko było plombowane,prawdopodobnie z obawy przed kradzieżą przez zdemoralizowanych poborowych) przez co kompania miała spokój z telegrafią na jakiś czas . Wg innych opowieści za niską czułość odpowiedzialny był pierwszy stopień wzmacniacza w.cz. który został zrealizowany na triodzie z zimną katodą. Ponoć doprowadzenie do niej napięcia żarzenia automatycznie zwiększało czułość do poziomu nawet 0.2uV. Akurat w to jakoś ciężko mi uwierzyć, ale kto wie. Generalnym problemem z R140 są braki z polskojęzyczną dokumentacją. Wszystko co jest publicznie dostępne zostało napisane w nieznanym mi języku Puszkina.

Radiostacja R-140 jest o tyle sentymentalna o ile jeszcze do nie dawna był to super tajny sprzęt wojskowy. Posiadanie zbyt dużej wiedzy w jego zakresie było wysoce szkodliwe i niewskazane oraz mogło się skończyć serią problemów z Armią Ludową PRL a następnie WP 3RP i instytucjami pobocznymi pokroju WSI Teraz MSW próbuje jak najszybciej pozbyć się tego „złomu” i przekazuję za free na rzecz radioklubów zrzeszonych w PZK. W ujęciu paralotniowym aparatura R-140 może zostać porównana raczej do szybowców, np. Pirata i Bociana produkcji Szybowcowych Zakładów Doświadczalnych. Rocznikowo jest ona od nich młodsza (!!) i również pomimo swojego wieku była w ciągłym użyciu do bardzo niedawna, a kto wie może gdzieś w jakiejś odległej jednostce łączności wojskowi operatorzy dalej uskuteczniają na niej telegrafię. Podobnie jak Bocian na którym szkoliły się pokolenia polskich szybowników, tak i nasza radiostancija jest sprzętem zdecydowanie nie do zdarcia i z małymi wyjątkami skrajnie odporna na zmaterializowaną głupotę użytkownika (z całym szacunkiem dla byłych wojaków naszej wspaniałej i jakże dzielnej armii socjalistycznej)

Radmor 3001 http://sp8kbn.pl.tl/Co-musimy-zrobi%26%23263%3B-aby-przestroi%26%23263%3B-radiotelefon-3001.htm — Ten model radiotelefonu (a w zasadzie cała ich seria) firmy Radmor jest tym samym dla polskiego krótkofalarstwa czym dla polskiego paralotniarstwa było skrzydło Dudek VIP. Był to pierwszy sprzęt UKF FM który na dużą skalę dostał się w ręce krajowych radioamatorów, to dzięki niemu powstawały pierwsze przemienniki oraz pierwsze sieci łączności lokalnej. Pierwotnie był to szczyt techniki PRL jak i efekt ciężkiej pracy umysłowej konstruktorów z Radmora (ponoć w 100% oryginalny). Jego przeznaczeniem były wszystkie te miejsca w których do tej pory używano FM302, czyli wszelakie służby mundurowe, służba zdrowia, lasy państwowe itp.. Stanowił on cel trudny do osiągnięcia dla przeciętnego radioamatora (tak samo albo i gorzej jak trudny był zakup zagranicznej paralotni dla pilotów w latach 90tych) a to ze względu na swoją wysoką cenę jak i fakt, że za komuny generalnie brakowało większości rzeczy. Z biegiem lat rozpadła nam się komuna a do służb zaczęły trafiać urządzenia produkcji zachodniej, przez co radmorki traciły nieco na znaczeniu i dostawały się w większej ilości w ręce amatorów.

Szerszych informacji technicznych nie będę podawał, ponieważ znajdują się one na podlinkowanej przeze mnie stronie Darka SP8RHT. Jedyne co jest tutaj warte wspomnienia to to, że posiada on 10 kanałów których częstotliwości również są generowane przez rezonatory kwarcowe oraz, że nie posiada oczywiście CTCSSu. Pierwsza właściwość łączy się z tajemnymi obrzędami piłowania i przeciągania (a fe jak ja tego słowa nie lubię) kwarców. Polegało to na zmuszaniu różnymi metodami, mechanicznymi albo elektrycznymi rezonatora do „wskoczenia” dokładnie na żądaną częstotliwość. Jak to za komuny albo burzliwej wczesnej 3 RP było brakowało wszystkiego w tym i rezonatorów. Odpowiednie użycie pilnika albo pokręcenie rdzeniem cewki umożliwiało zmianę częstotliwości w pewnym dość wąskim zakresie (lepsze efekty uzyskiwało się w nadajniku niż w odbiorniku w którym generator pracował na trzeciej harmonicznej kwarcu). Ciekawostką jest fakt, iż kwarc na częstotliwość 145,500MHz w Gdańsku nie musiał odpowiadać kwarcowi na 145,500MHz w Krakowie. Piłowaczowi mógł się rozkalibrować miernik czego efektem była praca nadajnika albo odbiornika nie koniecznie tam gdzie autor zakładał. Gdyby podobna zasada obowiązywała do dzisiaj, paralotniarze mogli by się bardzo łatwo tłumaczyć przed UKE pracą na 146,025MHz. Ot generator się rozjechał albo komuś częstościomierz nieco szwankuje . W późniejszym czasie zaczęły się pojawiać przeróżne opracowania syntez częstotliwości (np. Łódzka) które umożliwiały płynne przestrajanie radiotelefonu oraz niekiedy generowały nawet subtony CTCSS.

No i wlaśnie… Przejdźmy do najbardziej drażliwej i niepopularnej części tego sprzętu czyli właśnie tych tonów a raczej ich braku. Na wstępie należy zaznaczyć, że sam radiotelefon nie może być obwiniany za to, że nie posiada układu do obsługi CTCSSu, w latach w których powstawał nikomu się jeszcze nie śniło, że blokada szumów może działać na coś innego niż właśnie na szum. Pretensję należy mieć jedynie do pewnego grona sentymentalnych do przesady użytkowników tego legendarnego sprzętu, którzy nie mogą zrozumieć pewnych elementarnych praw rządzących przemiennikami. Wszystko jest „fajnie i spokojnie” dopóki do otworzenia lokalnego przemiennika UKF wystarczy wcisnąć PTT bądź co najwyżej zagwizdać przy tym do mikrofonu. Wojna zaczyna się gdy „młodzi rozrabiacze” wymienią na obiekcie wysłużonego Radmora, który niezliczoną ilość razy był strojony, naprawiany, modyfikowany i już w ogóle nie przypomina sprzętu wejściowego, na niedobrą Motorolę. Motorola ta ma kilka niepoprawnych politycznie cech jak wąska dewiacja (cicho słychać) oraz CTCSS!!! (nie słychać na wyjściu). Po tym bandyckim wręcz procederze zaczyna się prawdziwa wojna domowa wszystkich przeciwko wszystkim. Stara gwardia bezpardonowo wyzywa młodzików od CB-istów oraz SQuterów, kategorycznie żądając natychmiastowego przywrócenia starej funkcjonalności nie patrząc na powszechnie przyjęte normy. Druga strona ripostuję, iż stosowny generator kosztuję zaledwie 20pln a skoro SPoterzy co chwila przypominają jak to sami dawno temu robili sprzęt do przeżywania szmat na 80m bo nie dało się go kupić, to niech teraz zrobią prosty układ na mikrokontrolerze i kilku opornikach. Wojna trwa do momentu aż któraś ze stron się nie podda. Albo subton jest zdejmowany z przemiennika (źle) albo oponenci przenoszą się na inne formy wzajemnej łączności.

W tym miejscu pozwolę sobie wyłączyć kpiarsko-sarkatyczny ton wypowiedzi i szczerze zastanowić się do czego takie sytuacje prowadzą w naszym środowisku. Czy urządzanie lokalnej wojny z tak błahego powodu jak przemiennik świadczy o nas dobrze? Dlaczego przy tego typu obiektach pracuję mała garstka ludzi podczas gdy reszta tylko korzysta i co chwila zgłasza bezpodstawne pretensje? Dlaczego jest w nas tyle skłonności do polityki? Dlaczego w co drugim oddziale PZK rządzi betonowy układ i znajomości z „Panem Prezesem”? Tak chcemy promować nasze hobby?

Telewizory marki Rubin http://www.trioda.com/forum/viewtopic.php?f=16&t=3909&hilit=rubin — Ooo tak.. Ta marka sprzętu RTV jest jako tako znana chyba każdemu polakowi w wieku powyżej 20 lat. Głównie ze względu na pożary i inne zniszczenia majątku (a niekiedy i życia) spowodowane funkcjonowaniem tego sprzętu. Ogólne założenia były podobne jak i w R-140, miał to być sprzęt heavy-duty służący jako dowód na to jak potężna i doskonała jest technika radziecka. O ile jednak w przypadku sprzętu wojskowego nie istniał problem ograniczeń finansowych czy materiałowych, to w sprzęcie RTV powszechnego użytku sprawa miała się inaczej. Słowem chęci były duże, ale wyszło jak zwykle. Telewizor w istocie był potężny. Jego skrzynka była ogromna i zaprojektowana w sposób który niemalże przytłaczał użytkownika, dając mu jednocześnie do świadomości, że oto stoi przed nim majestatyczna potęga przemysłu „Zdiełano w CCCP”.

Przede wszystkim należy rozwiać pewne wątpliwości tyczące się właściwości Rubinów. Otóż te telewizory w istocie nie wybuchały (przynajmniej w powszechnym znaczeniu tego słowa) lecz zapalały się w dość gwałtowny sposób. Powodów takiego stanu rzeczy było kilka ale te najczęściej spotykane wyglądają następująco:

Kiepskiej jakości PCB wykonane z przeróżnych palnych materiałów, w tym makulatury
Złącza łączące poszczególne moduły miały wyprowadzone skrajnie różniące się napięcia na sąsiednie piny. Było to wręcz proszenie się o przeskok łuku elektrycznego który bez problemu mógł podpalić co nieco dookoła
Bardzo duży pobór mocy (ok 300W) który silnie rozgrzewał wnętrze odbiornika i również mógł przyczynić się do zapłonu
Kiepskiej jakości izolacja transformatora wysokiego napięcia w stopniu linii. Impregnat szybko wysychał przez co papierowa (!!) izolacja traciła swoje właściwości. Również i tutaj mogło dojść to niekontrolowanego zwiększenia temperatury
Kiepskiej jakości stosy selenowe pracujące jako prostownik wysokiego napięcia. Selen w kontakcie z wilgocią powietrza mógł zacząć bardzo gwałtownie reagować, co kończyło się czymś co wyglądało na eksplozję. Dodatkowo tworzył się toksyczny selenowodór który odpowiadał za okropny wręcz fetor wydobywający się z telewizora.
Specjalista w tematyce serwisu telewizorów marki Rubin mógłby z pewnością wymienić jeszcze wiele czynników mających wpływ na wadliwość tej konstrukcji. Ja dodam tylko, że wersja 704 miała dość oryginalnie rozwiązanie stabilizacji napięcia anodowego kineskopu. Telewizor posiadał równoległy stabilizator WN na lampie GP5; gdy napięcie było zbyt wysokie (było ono zależne od treści obrazu) dociążała ona stosownie obwód. Oprócz głównej funkcji lampa (trioda) emitowała promienie X na wskutek zderzeń elektronów z anodą będącą na bardzo wysokim potencjalne, wynoszącym do 24kV.

Jak widać stara elektronika ma swój niepowtarzalny urok. Może nie jest ona najnowsza, nie zawsze jest niezawodna (oraz bezpieczna dla użytkownika) ale budzi zdecydowanie pozytywne emocję. Kiedyś nie było czegoś takiego jak postarzanie produktu; inżynierowie bardzo wiele czasu poświęcali na stworzenie naprawdę niezawodnych urządzeń. Dawno temu nikt nie mógł sobie pozwolić na wymianę TV co trzy lata z powodu uszkodzenia nieopłacalnego w naprawie. Urządzenie miało działać i to długo, niekiedy z powodzeniem mogło służyć trzem a nawet czterem pokoleniom tak jak mój odbiornik Stolica II. A ile będę funkcjonowały nasze współczesne urządzenia? Dłużej niż gwarancja????? Mhehehehehe…. Stary sprzęt miał duszę. Transformator Sieciowy buczał, wskaźnik wysterowania podskakiwał, a z głośnika sączyło się ciepłe analogowe brzmienie.

Stara elektronika kojarzy się też ze „starymi dobrymi czasami”. Z nostalgiczną przeszłością która już nigdy nie powróci, a z perspektywy czasu wydaje się być lepsza niż teraźniejszość. Ludzie byli wprawdzie mniej zamożni, czasy burzliwe i niespokojne ale jakoś wszyscy się chyba bardziej szanowali niż teraz. Nie było takiego wyścigu szczurów, bo i nie było specjalnie za czym gonić. Komputery i internet były wtedy ciekawostkami techniki dostępnymi przeważnie tylko na uczelniach wyższych i ośrodkach naukowych, nie izolowały ludzi od siebie tak jak teraz robi to Facebook i Youtube. Ja jeszcze pamiętam czasy kiedy dostęp do internetu przez numer 0202122 zapierał dech w piersiach i był powodem do dumy. Pamiętam, że na moim podwórku jak i na całym osiedlu bawiło się codziennie mnóstwo dzieci. Jak ktoś wyszedł z okresu podstawówki bez podrapanych nóg i rąk (a niektóry to nawet i nogi łamali, bynajmniej nie na paralotni.. hi!) był jakiś dziwny…..

W Krośnie był radioklub SP8KBN, była Wanda SP8RHW na stołku prezesa PZK oraz beczka z masztem i przemiennikiem zainstalowana na Działach. Z tych samych Działów zlatywał Peciu na paralotni zrobionej z własnoręcznie przerobionego spadochronu Strato-Cloud. Robił to w czasach kiedy 99% aktualnych pilotów nie wiedziało co to jest paralotnia. Na Polibudzie w Rzeszowie AKL przeżywał pełnie rozkwitu i swój najlepszy okres. A dzisiaj? Ech…..





_________________
sq4ioo-Piotr

  
sp8jz
26.04.2013 09:59:56
Grupa: Użytkownik

Posty: 4 #1345246
Od: 2013-4-26
Mógłbyś mi napisać ile V trzeba dać na wejście mic, żeby uzyskać normalną dewiację ?
Albo może lepiej napięcie na wyjściu Tr2 oraz 1/2 V1 przy f=1kHz, przy którym działa ogranicznik
oraz ile jest wtedy jest na wejściu mikrofonowym ?
Bo nie wiem czy coś jest zwalone modulacja jest jak ze studni i muszę dać kilka ładnych V żeby było normalnie
O jakiej przeróbce filtów p.cz. mówili Twoi kumple ? Dasz radę dowiedzieć się o co chodziło w tej przeróbce ?

Chodzi o Radmora NOFM-302

Obrazek

schemat poprawiony

73 sp8jz

  
sp8jz
03.05.2013 03:17:40
Grupa: Użytkownik

Posty: 4 #1410870
Od: 2013-4-26
Elo, elo cq cq dx
  
SQ4IOO_Piotr
05.07.2013 07:41:39
poziom 4

Grupa: Administrator 

Lokalizacja: KO03EV

Posty: 327 #1523416
Od: 2011-6-5


Ilość edycji wpisu: 1


CQ CQ de SP8EBC » Elektronika nostalgiczna w ujęciu paralotniowym

Tu szukaj
_________________
sq4ioo-Piotr


Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » POGADUSZKI » TROSZKĘ HISTORI WARTO SOBIE POCZYTAĆ . MNIE FASCYNUJE HISTORIA RADIOWA

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Witam na forum wielotematycznym